Muzeum – pamiątki PRL-u

Zabrzanie z Francji, rodem z Poznania. Dokumenty i dzieje rodziny.

Andrzej z Poznania (1904-1986), wykształcony odlewnik (jego dyplom mistrzowski z 1927 roku wisi dziś u wnuka na ścianie), po ślubie w 1930 r , wyjechał do szwagra w Dortmundzie w Zagłębiu Ruhry za pracą. Praca była, ale żadnych szans na mieszkanie.

Jego kolega, który osiedlił się we z Francji, namówił go na przyjazd do Nilvange w Lotaryngii, tam dostał pracę w hucie w Hayange i wkrótce mieszkanie, do którego sprowadził szybko żonę Annę.

Andrzeja namawiano w czasie okupacji niemieckiej do przyjęcia Volkslisty, gdyż pochodził z Poznania, a więc z Prus Zachodnich (Westpreußen). Nie zgodził się, to oznaczało by również powołanie do Wehrmachtu.

W ramach szykan za tą odmowę rodzina nie otrzymywała kartek żywnościowych. Andrzej hodował więc króliki na mięso. Anna wyjeżdżała często do pobliskiego Luksemburga na handel, sprzedawała króliki i zaopatrywała rodzinę w pozostałą żywność.

W Nilvange urodziło im się dwóch synów, Henryk i Roman. Starszy Henryk, chodząc w czasie okupacji Francji do szkoły niemieckiej, dobrze nauczył się tego języka. Na podwórko mówiło się po francusku, w domu po polsku. Do śmierci władał biegle tymi trzema językami.

Po zakończeniu wojny w Nilvange panowała bieda. Andrzej zaczął myśleć o powrocie do Polski. Warunkiem powrotu było uznanie nowego komunistycznego rządu polskiego.

To stało się potem powodem tego, że rodzinę w Zabrzu wytykano jako komunistów !!!

Jednak nie ma żadnych śladów przynależności Andrzeja do partii. Należał w Polsce na pewno do związków zawodowych. Jego książeczkę ze znaczkami opłat członkowskich, niestety zaginęła.

Andrzej działał jakiś czas jako kurier i przewoził dokumenty między Nilvange i okolicami, a konsulatem polskim w Strasburgu.

1

Dokument który poświadcza rejestrację starszego syna Henryka w konsulacie polskim w Strasburgu, który do końca 1946 roku wymieniony miał być na paszport.

W grudniu 1947 roku nastąpił powrót rodziny z całym dobytkiem do Polski. Ale nie do Poznania, tam nie potrzebowano nowych rąk do pracy. Pociąg zatrzymać miał się w Nysie, ale podobno maszynista zapomniał się tam zatrzymać, tak że rodzina przyjechała na czarny Górny Śląsk, najpierw do Szopienic. Niestety nie znaleziono dla nich zakładowego mieszkania, w prywatnym lokum, które próbowali wynająć. podobno ktoś się powiesił i pod naciskiem Anny rodzina opuściła to miejsce.

Meble składowano najpierw w specjalnie do tego celu przygotowanej hali w Bytomiu.

Następnym przystankiem było Zabrze.

Praca znalazła się w ogołoconej z urządzeń Hucie Zabrze (byłej Donnersmarckhütte). Mieszkanie w hutniczym familoku na Zandce przy Krakusa 19.

Andrzej, jako dobry fachowiec, otrzymał kierownicze stanowisko i wspólnie z pewnym inżynierem stworzyli tam odlewnię od nowa. Formy odlewnicze robił własnymi rękami, gdyż w hucie żadnych nie było. Dobrze zarabiał.

Pośród tubylców i przyjezdnych, rodzina uchodziła za komunistów, z przyczyn które opisałem wyżej.

Ze Ślązakami szybko doszli do porozumienia, łącznikiem okazał się język niemiecki , którym cała rodzina w pewnym stopniu władała. Mówiono im że mają berliński akcent. Pewnie każdy bez śląskiego akcentu uchodził za berlińczyka 🙂 Ale naprawdę dobrze mówił tylko starszy syn Henryk.

Powodziło im się dobrze. Mieli ładne mieszkanie z kuchnią i dwoma izbami. Ubikacja i wanna w mieszkaniu. (ten dom był wyjątkiem na Zandce, górna kondygnacja została uszkodzona i prawdopodobnie w czasie odbudowy urządzono sanitariaty w mieszkaniach. Przedtem ich tam nie było. Ślady po ubikacjach na półpiętrze były jeszcze widoczne).

Andrzej, jako ciężko pracujący i ceniony pracownik huty, dostawał wielokrotnie większe przydziały żywności niż inni obywatele. Huta zaopatrywała własny sklep. Według moich przypuszczeń był to sklep w narożnym budynku na skrzyżowaniu ulic Krakusa i Siedleckiego. Pamiętam że jeszcze w latach 70-tych nazywano go „Konsum”, więc prawdopodobnie był to już wcześniej, przed wojną, sklep zaopatrzenia pracowników huty. Tam ciągle działa sklep spożywczy.

Andrzej pracował w hucie do emerytury. Mimo braku przynależności partyjnej, otrzymał brązowy, srebrny i złoty krzyż zasługi.

Każdy odlewnik czy formierz, operuje na co dzień cyframi, dokonuje obliczeń. Andrzej do końca życia liczył tylko po francusku.

Anna całe życie żałowała że wrócili do Polski.

Andrzej od 1964 roku otrzymywał z Francji rentę, który była o wiele wyższa od tej którą przez wiele lat wypracował w Polsce.

2

Wyciąg z rejestru rent i emerytur.

3

Imienny dowód wpisania do rejestru z adresem zamieszkania. Emerytura przyznana od 1964 roku.

4

Wystawiony w Strasburgu w 1965 roku.

5

Informacja o konieczności meldunku zmiany zamieszkania.

Jak wyglądała sytuacja społeczna w Zabrzu tuż po wojnie, opisywał w ten sposób Henryk.

W mieście panowały napięte warunki społeczne, na ulicach zwalczały się gangi młodzików rodem z Zabrza z młodymi lwowiakami i innymi przyjezdnymi.

Rodziny z Francji traktowane było neutralnie.

Bardzo bano się Milicji Obywatelskiej. Należało do niej wielu kryminalistów i ci ludzie byli niemal bezkarni. Kradli na prawo i na lewo.

W szkole po cichu mówiono na przerwach po niemiecku.

(Ja pamiętam z że jeszcze na przełomie lat 60/70-tych na przystanku tramwajowym pod kościołem ewangelickim słychać było od starszych ten język, przyp. aut.).

Obaj synowie nauczyli się w hucie zawodu. Po kilku latach Henryka zwerbowano do szkoły oficerskiej. Po jej ukończeniu szkoły został nawigatorem i służył w lotnictwie, w eskadrze bombowców.

Potem ożenił się i osiadł w w pobliżu jednostki. Na początku lat 60-tych przeniesiono go do cywila w stopniu kapitana. Powodem było być może miejsce urodzenia (Francja).

Młodszy syn Roman pozostał z rodzicami w Zabrzu. Ożenił się z siostrą swojej szwagierki. Obie siostry pochodziły z Siemianowic, z rodziny niemieckiej. Języka polskiego nauczyły się w szkole i na podwórku.

Ukończył wieczorowe technikum górnicze i przepracował ponad 25 lat w Zabrzańskich Zakładach Przemysłu Węglowego na Guido. Zmarł w wieku 52 lat. Chorował na serce. Kilka miesięcy później zmarł jego ojciec Andrzej, mając lat 82.

W 1998 roku Henryk wraz ze swym bratankiem odwiedził Nilvange, gdzie się urodził. Tam jeszcze kilku starszych mieszkańców doskonale mówiło po polsku. Huty, gdzie pracował jego ojciec, już dawno nie było.

Zmarł w 2021 roku.

Autor: Andrzej Dutkiewicz.                                   10.10.2024

Klicke hier, um Ihren eigenen Text einzufügen