Historia po 1945 r
Zandka przed i po 1945 r. Wspomnienia Helmuta Kuttera.
W swoich wspomnieniach Pan Helmut wraca do wydarzeń ze stycznia 1945 roku.
Nie wiem, jak mam rozpocząć, naprzeciwko kościoła, gdzie stoi teraz dom misyjny przy ulicy stały dwa budynki, w jednym był jubiler obydwa spłonęły, zostały tylko gruzy. Na zapleczu stały jeszcze trzy domki tym się nic nie stało, dom Dziacki ,dom Kaszy oraz dom Cholewy. Kiedy je zburzono nie wiem, chyba aby zyskać teren pod budowę domu misyjnego.
Na ulicy ks. Bończyka nr. 26 dom podpalony, na ulicy Krakusa nr. 19 podpalony, Krakusa 25 podpalony. Róg ulic Stalmacha – Krakusa podpalony. Dom przybudowany do szkoły na ulicy Cmentarnej podpalony, w 1951 znowu dobudowany przez moją matkę, pracowała jako pomoc murarska, bo dla niemieckich kobiet nie było innej pracy, a nas było troje dzieci.
Podpaleń dokonali żołnierze sowieccy w akcie zemsty za zranienie oficera. Rozstrzelano tam wtedy ok. 80 osób i spalono ok. 10 budynków.
Widoczna ściana wspomnianego domu, wyburzonego wiele lat później. Obecnie po remoncie szkoły nie ma już tego śladu. Tu stan z 2010 roku – foto: Tomasz Górny – fotopolska.eu
Spacerując na Zandce możecie zauważyć jeszcze ślady po tych wydarzeniach. Najbardziej znanym jest ściana budynku przy ulicy Krakusa nr 5. Jakiś czas temu jeden z mieszkańców powiedział mi, że to ślady po odłamkach z pocisku wystrzelonego z tankietki.
Kolejnym przystankiem jest numer 19 przy ulicy Krakusa. Porównując tutaj fragment pocztówki, o której niedawno pisał Andrzej (również z Zandki) z moją fotografią wykonaną w 2013 roku, zobaczymy ślady remontu po podpaleniu. Na tym budynku widać to chyba najlepiej, ale nie jest to jedyny obiekt na ulicy Krakusa, gdzie możemy to zauważyć.
Budynek remontowali sami mieszkańcy, a jednym z nich był Andrzej Dutkiewicz, przybyły tu z rodziną z francuskiej emigracji mistrz – odlewnik. Pracował w „Hucie Zabrze” aż do emerytury. Był dziadkiem administratora tego portalu, również Andrzeja.
Przy ul. Krakusa 25, jeśli przyjrzymy się ścianie budynku od strony ulicy, zobaczymy na niej łatę na murze w miejscu, gdzie kończą się białe ozdobne cegły. Jest to kolejna pamiątka po tych wydarzeniach i jest ich na osiedlu pewnie jeszcze więcej, choć obawiam się, że mogą w przyszłości zniknąć w wyniku remontów elewacji czy ociepleń budynków.
Na jeszcze jeden, ledwo już widoczny ślad, natrafiliśmy podczas spaceru z kolegą, który prowadził wtedy blog pod pseudonimem Hasiosznup. Przy bramie budynku przy ulicy Bończyka 30 znajduje się mocno już wyblakły napis „zur Bäckerei”, czyli „do piekarni“.
Mieściła się tam piekarnia pana Mitschke, którą po wojnie przerobiono na mieszkania. W relacji z książki „Ziemia Duchem znaczona” autorstwa świętej pamięci ks. Pawła Pyrchały jest napisane, że to prawdopodobnie uczeń tej właśnie piekarni rozpoczął ciąg feralnych zdarzeń w 1945 roku, raniąc jednego z oficerów Armii Czerwonej z dachu kamiennicy, która była przyklejona do kościoła.
Sam piekarz Jan Mitschke został też ofiarą tych zdarzeń – jego nazwisko można znaleźć w wykazie ofiar w wyżej wymienionej książce.
W tym miejscu po raz kolejny oddam głos Panu Helmutowi.
Na ul. Ks. Bończyka były cztery piekarnie. Obok Kościoła piekarnia Mitschke, była w podwórku. Po wojnie zrobili z piekarni mieszkanie, pierwszymi lokatorami była wdowa z dwoma chłopakami, mieli na nazwisko Materny. Z przodu był sklep piekarniczy z tego sklepu też zrobiono mieszkanie. Następna Piekarnia to pana Zicha, a następna już prawie przy szkole to piekarnia Pana Bechme.
Na rogu ul. Ks. Bończyka i ul. Cmentarnej była czwarta piekarnia, właścicielem był Pan Heiman, a potem Pan Przybyła. Ze sklepu piekarniczego w latach 50. zrobili wytwórnię wód gazowanych – Seltrownia.
Na ul. Grochowskiej teraz ks. Tomeczka też była piekarnia.
Następne wspomnienie dotyczy gospód na Zandce, a także rodziny:
Na Zandce były trzy gospody albo restauracje, pierwsza to późniejszy spalony kościół św., Ducha, bo dawniej była to ponoć super restauracja, druga była na ul. Hanki Sawickiej (Cmentarna) niestety po wojnie był bardzo krótko otwarty, budynek nie istnieje był zaraz za sklepem pana Burka.
Trzecia restauracja to jest ”Adria” dzisiejszy magazyn meblowy na ul. Ks. Bończyka. W tej restauracji jest duża sala, a na końcu sali była na podwyższeniu scena, na której stał stół bilardowy, tyle co ja wiem.
Grupa budynków w którym znajdowała się ”Adria”. Foto: Tomasz Górny stan z 2010 roku fotopolska.eu
Na ul. Cmentarnej, gdzie teraz stoi nowy dom z kwiatami stał dom mieszkalny z zabudowaniami gospodarczymi mojego dziadka, był gospodarzem miał pola w okolicy krzyża, oraz dalej obok przejazdu kolejowego. Po gospodarce mojego dziadka nie pozostało nic, oprócz budynku mieszkalnego były budynki gospodarcze. W Adrii przed wojną, grał mój ojciec do tańca.
Nasi „oswobodziciele”, zabrali wszystkich mężczyzn do Rosji by pracowali na tamtejszych kopalniach. Mój ojciec do ostatnich dni wojny pracował na kopalni Concordia, czyli nie był wojakiem. W latach 50-tych wracali ojcowie z Zandki, niestety mojego ojca wśród nich nie było. Został pochowany przez kolegów w Dniepropietrowsku.
To również fotografia przedwojenna związana z Zandką, która znajduje się w moich zbiorach. Należała do Theodora Juroka. Widać na niej osiedle i hutę który je wybudowała, oraz szyby kopalni „Concordia”, na której pracował ojciec Pana Helmuta Kuttera.
Theodor Jurok, były członek władz miasta Hindenburg, to pionier organizacji wypędzonych i rozsianych po całym świecie zabrzan. W 1947 roku sporządził „Kartotekę Stron Ojczystych” – bazę danych osobowych byłych mieszkańców miasta, którą sukcesywnie uzupełniał.
Był twórcą ukazującego się od 1949 roku do dzisiaj periodyku „Hindenburger Heimatbrief”, a także inicjatorem patronatu, którym miasto Essen objęło w 1953 roku zabrzańskich uchodźców w Niemczech i innych krajach. Od tego czasu do dziś odbywają się tam co dwa lata “Spotkania Zabrzan w Essen”.
Na koniec nawiążemy do artykułu Andrzej Dutkiewicza, który pisał o panu Lissoku, rzeźniku na Zandce.
Tak zapamiętał to Pan Kuttera:
Pod dzisiejszym nowym domem Huty Zabrze ul. Bończyka 17-19 stały dwie kamienice, który Rosjanie jako zemstę spalili, jak i inne kamienice. Ulica Bończyka Nr. 19 to dom Pana Lissoka (nie *) jedynego masarza na Zandce, w ogródku pod murem cmentarza ewangelickiego był budynek, w którym Pan Lissok bił świnie i robił kiełbasy, po wojnie znajdowała się tam kuchnia, w której wydawano zupę dla biednych, a tych było sporo.
Rzeźnik Lissok przeniósł tu swój interes z ulicy 3 Maja i o tym przeczytać możemy tutaj.
*)
Nie jedynego gdyż na tej samej ulicy pod numerem 14 sklep rzeźniczy prowadził jeszcze pan Kadella, dziadek Christiana Hanscha. Bardzo mu dziękuję za to uzupełnienie.
Opracował: Rafał Tylenda. 02.04.2024
Podziękowania dla:
Helmuta Kuttera – za wspomnienia i wymianę wiadomości bez których tekst by nie powstał.
Piotra Brzeziny – za możliwość użycia fotografii zamieszczonej oryginalnie w serwisie fotopolska.eu
Tomasza Górnego – za możliwość użycia fotografii zamieszczonej oryginalnie w serwisie fotopolska.eu