Sztuka pt: „Mecz”

 „Mecz”.    Sztuka w jednym akcie.        Autor:   Michał Wiejak.


Sztukę „Mecz”, napisaną w 2014 przez Michała Wiejaka, wyróżniono w konkursie jednoaktówek po śląsku, organizowanym przez katowicki Imago Public Relations.   Akcja jednoaktówki dzieje się na Porembie.


Michał  Wiejak

Mecz

(jednoaktówka)

Osoby: Krista – żona Janka
Janek – mąż Kristy
Hajna – przyjaciel domu, sąsiad
Wojtek – uciekinier (żołnierz-górnik)

Miejsce akcji: Mieszkanie w familoku.

Czas akcji: Październikowa niedziela 20.10.1957r. w czasach Polski Ludowej.  


(pukanie do drzwi)

Krista: Ja! Ja! Otwarte!
Hajna: Witej Krista!
Krista: A to ty Hajna. Szczyńść Boże Hajna. Myślałach, że to Janek z kompotym idzie.                      Siedzi już w ty pywnicy i siedzi.
Hajna: Przyszołech na tyn obiod trocha pryndzy, bo chca się obejrzeć tyn radyjok, kery my               wczoraj przywiyźli. Tyż mom dostać talon.
Krista: A oglondej sie, oglondej. Jo i tak niy umia się na tym wyznać. Janek godoł że musi                jakiś drot spatrzeć, jakoś antyna wyrychtować. Ty mi lepi powiydz jak sie czujesz jako            potrójny ujek.
Hajna: Ani mi niy godej. Trzecio dziołcha. Szwager jest stracony. Moja pojechała siostrze                 pomoc to i gyszynk musiała zawiyź.
Krista: Wiym, wiym. Godałach z niom. Obiycałach, że cie bez obiadu niy zostawia.
           Co to za larmo za drzwiami ? Hajna obejrzi ino !
Hajna: Janek?!
Krista: Jeronie, chopie musisz tak larmować przi niydzieli?
           Co to? Kto to? Co żeś mi sam przywlok.
Janek: Złodziej ! Chyba złodziej !?
Krista: Cało fusbołga mi zacioprze, a dopiero wczoraj żech jom szorowała i waksowała.
Jak to chyba złodziej ?
Janek: Wyżerał naszą kapustę z beczki i popijał kompotem.
            Coś ty za jeden?
Krista: Musisz go kopać!
Janek: Przecież go nie kopię, tylko lekko szturcham.
Krista: To niy szturchej.
Janek: To co z nim zrobić? Wpierdolić…
Krista: Janek! Miarkuj! Niedziela jest.
Janek: … i puścić, czy za fszarz i na milicję.
Złodziej: Mamuśka! Nie! Tylko nie milicja!
Hajna: Znaczy chce wp…, chce w łeb.
Janek: Jak żeś to powiedział ? „Mamuśka! Nie!”. Skąd to znam ? Hajna słyszałeś ?
Hajna! Radio sobie potem pooglądasz, słyszałeś co powiedział?
Hajna: Co?
Janek: No te „Mamuśka! Nie!”
Hajna: Kajś żech to słyszoł. Wiela ludzi tak godo.
Janek: Hajna zostaw to radio.
Krista: Zróbcie coś z tym człowiekiem, bo zaroz obiod bydzie a przeca niy posadza go przi              stole.
Hajna: Mnie do tego niy mieszej!
Janek: Zróbcie, zróbcie – łatwo powiedzieć. Oddam go na milicję to go spałują, a sam go                 przecież nie pobiję. A poza tym głodny to chyba coś trza mu dać jeść?
Krista: Dej mu koncek chleba i niych ucieko!
Janek: Nie daje mi to spokoju. Hajna jak myślisz? …zostaw to radio!
Hajna: Co tu myśleć. Na milicja z nim abo w ryj. I tela.
Złodziej: Na milicję nie!
Hajna: No to w ryj, abo sztylym przez pukel. Wybiyrej!
Janek: Hajna daj spokój
Hajna: Dej pokoj, dej pokoj. Czowiek charuje co by zarobić, a taki na gotowe przychodzi.
Janek: Gnaty mu porachować zawsze możemy, ale słyszałeś to „Mamuśka! Nie”
Hajna: Słyszałem. I co?
Janek: I nie przypomina Ci to coś?
Hajna: A co?
Krista: Zrobcie coś z nim ?
Janek: Krista, zaraz.
Janek: Nie wydaje Ci się ze gdzieś to słyszeliśmy? Jakby ktoś, już kiedyś przy nas to mówił, tak żałośnie: „Mamuśka! Nie”
Hajna: Możno ?! Ale spomnieć nie umia.
Janek: To musi być jakiś młody chłopak.
Hajna: Cały citruje i mo połne galoty strachu.
Janek: Krista! Weź jakąś szmatę i przetrzyj mu gębę.
Krista: Som się go ociyrej.
Janek: Hajna przytrzymaj go. Niech tak leży na podłodze. Przetrę mu tą złodziejską mordę.
Hajna: Kur…
Krista: No, no! Hamuj przy niedzieli
Hajna: Kura blado, ale tyn karlus śmierdzi. I to niy ino kwaśnom kapustom i kompotym z                   wiśni.
Janek: Patrz Hajna. Nie wydaje Ci się żeśmy już gdzieś tą gębę widzieli?
Hajna: Pokoż! Jak się nazywosz?
Krista: Drugi do szturchania.
Hajna: To co, mom go pochalać!? Jak już to wola moja. Jest przynojmi co. A niy skora i                     kości .
Krista: Ty ino o jednym.
Janek: Dobra, dobra, przyjrzyj mu się Hajna.
Hajna: Jak się nazywosz ?
Złodziej: Wojciech. Wojtek
Krista: Synek! Takego świyntego patrono mosz a kradniesz. Niy wstyd Ci?
Janek: Hajna, choć no tu bliżej. A ty leż!
Krista: Na co się tam namowiocie, na co ? Jak myślicie ze po wszytkim pudziecie do Kapicy to się grubo mylicie. U Kapicy dzisiej zawarte. Szczury trujom
Janek: Słuchej Hajna, coś mi się wydaje ze on kiedyś z nami robił.
Hajna: Myślisz? A kaj? Na przodku?
Janek: W maju, albo na początku czerwca, zjeżdżał z nami taki młody synek. Też Wojtek.                 Pamiętasz?
Hajna: Tyn co to, jak szola ruszała, wołał: „Mamuśka! Nie” …pieronie, no jaa.
Janek: (kiwa potakująco głową)
Hajna: Kruca fuks, jak to jest tyn, to momy przewalone. Jak domy go milicji to go skatujom.               A jak niy domy, a nos chycom, to nom zdrowo przypierdolom.
Krista: Hajnaaa!!!
Hajna: Jak się nie obrocić, gymba sino..
Krista: Obiod zaroz bydzie. A tyn wasz Wojtek jak leżał, tak leży.
Janek: Zaczekaj jeszcze z tym obiadem.
Hajna: Co z nim robiymy?
Janek: Wstań. No wstań Wojtek!
Wojtek: Proszę, tylko nie na milicję. Za wszyskie szkody zapłacę. Tylko mnie wypuście.
Janek: Czy cię wypuścimy, czy oddamy milicji, na jedno wychodzi. I tak cię dopadną.
Krista: Janek, co ty chcesz zrobić?
Janek: Nic.
Krista: Ale …
Janek: I tak już nie mamy wyjścia, potem ci wszystko wytłumaczę. Teraz idź do pokoju,                     przygotuj jakieś moje łachy i nie wychodź aż cię nie zawołam.
Krista: Janek ty chyba nie chcesz …
Janek: Wszystko będzie dobrze, Krysiu, wszystko.
< font>Hajna: Pieronie ale się porobioło. A mioł być ino obiod z piwym a potym szpil w radiu.

Janek: Wojtek rozbieraj się !
Hajna: Niy rozumiysz po waszemu? To ci to powiym po naszymu! Seblykej się.
           I niy citruj tak, łachu, bo jo już som w strachu.  Niy mogą się nadziwić ze coś takiego              przy niedzieli robia.
Janek: Łazienki jeszcze nie mamy. Wanny z piwnicy nie przyniosę bo od razu sąsiedzi by               się pytali czemu się w sobotę nie kąpałem. Za całą łazienkę musi ci starczyć ta miska.
Hajna: A co z tymi łachami ?
Janek: Jak to co? Do pieca!
Hajna: Janek, co my robiymy? Przeca my niy wiymy co z tym synkiem zrobić. Jak nos ktoś               przezdradzi, to najpiyrw nom pyski na sino-zielono przemalujom, a potem z pierdla
            niy wylezymy.

Janek: Tak może być. Ale nie musi. Nikt mnie nie widział jak go tu przywlokłem. Oprócz nas,             nikt nie wie że on tu jest. Już raz chyba mu uratowaliśmy życie. Nie możemy go
            teraz tak zostawić.

Hajna: Jak się moja staro dowiy co tu w niedziela wyrobioł, to mi reszta moich wosów                       wyrwie, a bóle gowy bydzie miała przez miesioc jak niy dwa. I bydzie miała recht.
Janek: No! Teraz już trochę do człowieka się upodobniłeś po tej „kąpieli”.
Hajna: Bardzi do konia od Wiyncka, wszystke kości na wiyrchu.
Janek: Wojtek wejdź za tą zasłonę.  Krysiu! Masz już te ubrania!? Możesz przyjść.
Krista: Janek ! Co my robiymy ? Zawrzom nos jak amen.
Janek: Już dobrze Krista, już dobrze. A teraz obróć się. Muszę Wojtkowi dać te łachy.
Krista: Ponboczku…
Hajna: Mosz recht teraz ino on nom może pomoc.
Janek: Ubrałeś się już ?
Wojtek: Tak.
Janek: To wyłaź! Pokaż się!
Krista: Przeca to jeszcze synek … wiela mosz lot?
Wojtek: Dziewiętnaście!
Krista: Cicho! Jakieś larmo w siyni. Cicho!
Hajna: Moja mo dopiyro jutro przijechać….
Krista: Ciii …
Janek: Nie otwieraj drzwi.
Krista: Ciii … somsiadka z dolu z jakimś chopym godo… Ciii … jakiegoś wojoka szukajom.
Hajna: Musza się siednonć.
Janek: Cicho !
Krista: Poszli. Puda się dowiedzieć co i jak.
Janek: Ani mi się waż. Siadaj na dupie i siedź póki jeszcze ją całą masz.
Krista: Niy !!! Niy !!! Niy wierza! Coś ty gupieloku zrobioł? Niy wierza! To on jest tym                          wojokiem, kerego szukajom?
Hajna: Jo tyż nie wierza. Ale tako jest prowda.
Krista: Co teraz z nami bydzie? Niy mogliście go zaroski na milicja oddać?
Hajna: Krista, niy becz, to niy jest tak.
Krista: A jak! A jak! Gupieloki jedne. Wsadzom nos wsztkich jak go niy poślymy na Herman              do koszar. I nasz Antoś zostanie podciepem. Dobrze że u mamy jest.
Janek: Gdzie Wojtek ?
Hajna: Przeca niy uciyk ?
Wojtek: Tu jestem…
Hajna: Wyłaź zza tego forchangu. Już poszli.
Krista: To może yntlich mi wyklarujecie co my robiymy. A dokładnie. Tak co zrozumia.
Janek: Usiądźmy.
Hajna: Dyć siedza.
Janek: W maju…
Hajna: Niy, w czerwcu.
Krista: Wszystko jedno.
Hajna: Pora miesiyncy tymu, siedzymy już w szoli, sygnalista doł zignal, szola szarpnoła,                 zazgrzytała i ruszyła.
Krista: Hajnaaa! Już sto razy słyszałach jak ruszo szola…
Hajna: I noroz słyszymy: „Mamuśka! Nie!”. A potym zdrowaśki po cichu.
Krista: I co ? I co ?
Janek: Nowy żeś jest – pytam. Pokiwał tylko głową. Pierwszy raz zjeżdżasz ? Znowu                       pokiwał głową. A skąd żeś jest ? Z wojska – pierwszy raz się odezwał. Z koszar na                Porębie ? – zapytałem. Tak – odpowiedział
Hajna: To mosz przesrane …
Krista: Wyrażaj się!
Hajna: Tak żech mu wtedy pedzioł – przeca chcesz znoć prowda? Niy?
Krista: No ja …
Janek: Jak mieliśmy już iść ku przodkowi…
Wojtek: Tak było.
Krista: Cicho siedź!
Janek: Jak mieliśmy już iść ku przodkowi, wyszło, że tam na górze, dali mu całkiem nową karbidkę. Nasypali karbidu ale o wodzie zapomnieli.
Krista: Przeca bez wody żodno karbidka się niy oświyci! I co?
Hajna: A nic, kozołech mu nacedzić do karbidki i tela. Zrobioł się czerwony jak ćwikła i gupio            pyto: Tak przy ludziach? A jo mu na to, że tu na dole niy ma ludzi ino szlepry, hajery i           wyścigowce. A jak się wstydzisz to możesz się obrocić. Ino dowej pozor na szczury.              Zdo im sie że woszt z kapsy wyciongosz, to ci mogom go ogryźć.
Krista: No ja, chorzy byście byli, jakbyście z kogoś niy poboznowali.
Janek: Wtedy powiedziałem mu: Jak chcesz przeżyć to trzymaj się blisko mnie albo Hajny i              szybko się ucz, bardzo szybko. Inaczej będziesz tu kolejnym duchem. A duchów
           tu na dole i tak mamy dość.

Hajna: Musioł się to wzionć do serca co Janek godoł, bo tu siedzi, chudy bo chudy ale żywy.
Janek: Gdzieś po miesiącu nie pojawił się w naszej brygadzie. Od tamtego czasu pierwszy               raz go dzisiaj widzę.
Krista: No to momy ostuda! Co teraz? Przeca niy może tu siedzieć wiecznie.
Janek: No nie może, ale może zjeść z nami obiad.
Krista: No ja, styknie do wszytkich.
Janek: Wojtek to teraz opowiadaj.
Wojtek: Co tu opowiadać? Panowie wszystko już powiedzieli.
Hajna:  A co ci pizło na dekel żeby z wojska uciekać?
Wojtek: Z jakiego wojska?! To że mundury mamy nic nie znaczy. Po to nas wzięli żebyśmy                jak niewolnicy, zasuwali tam na dole, i gołymi rękami ten węgiel z ziemi wydzierali.
             Bez przygotowania, bez szkolenia. Sami widzieliście że nawet mnie nie nauczyli jak              się karbidkę zapala. Ile razy już chciałem sobie życie odebrać, Bóg jeden wie. Ale                  zawsze brakowało mi odwagi.

Janek: To nie brak odwagi cię powstrzymywał, a chęć życia, mimo wszystk
o.

Wojtek: I tak postanowiłem uciec. Albo mi się powiedzie, albo mnie zastrzelą – pomyślałem
Krista: Ale cie nie zastrzelyli i teraz my cie momy na gowie.
Wojtek: Wczoraj, po drugiej zmianie, jak nas policzyli, schowałem się w jednym z                                wagoników, którymi wożą drewno na Herman. Przed przejazdem przez ulicę, jak                  pociąg się zatrzymał, wyskoczyłem i schowałem się krzakach. A że wasz dom jest                 pierwszy od torów, to schowałem się w piwnicy. I tyle.
Krista: I tela, i tela! Po co jo go po tyn kompot posłała.    Kaj tyn kompt?
Janek: Nie przyniosłem.
Krista: Jaaanek ! Ach! Już nic niy godom.
Hajna: A czamu cie niy wziyli do normalnego wojska.
Wojtek: Bo powiedziałem że we wrześniu trzydziestego dziewiątego, Związek Radziecki też              na nas napadł.
Krista:  Przeca to prowda.
Hajna: Krista, to niy wiysz, że prowda mogesz się godać w doma i to jak żodnego niy ma, a               niy na marktplacu.
Janek: O ile dobrze pamiętam, jesteś z Krakowa?
Wojtek: Tak, ale stryjka mam w Katowicach.
Hajna: Stryjka ?
Janek: Brat ojca.
Hajna: To ujka mosz.
Krista: Sam obiod mocie, jydzcie.
Krista: Co za rodzina. Że tyż te chopy w tyj rodzinie zawsze coś muszom wynokwiać.
Wojtek: Co takiego?
Krista: Nic, nic.
Janek: Ale co wynokwiać?
Krista: Jak to co? Ojciec tyż boł taki gupi.
Hajna: Poczamu?
Janek: Właśnie. Dlaczego?
Krista: Upar sie że bydzie ruskim gyfangrom chlyb nosioł na gruba. Wiycie co by się stało                jak by to wyszło na jaw. Wszyskich by nos do Auschwitz wywiyźli.
Janek: Musiało się udać, skoro was nie wywieźli.
Krista: Ja?! A jak Rus wloz, to ojca wywiyźli nie wiedzieć kaj. I tela my go widzieli.
Hajna: No ja! W takim to już miejscu żyjemy. Abo my ich, abo oni nos. I wszytko jedno czy               to Niymiec, Polok czy Rus.
Krista: Ino niy wyjeżdżejcie mi sam z politykom! Pojedliście?
Hajna: Ja, dzięki Krista.
Wojtek: Dziękuję pani.
Krista: Już dobrze. Na zdrowie. Kompotu niy ma.
          To teraz drapko mi powiydzcie co z tym bajtlym checie zrobić. Bo jo w tych nerwach              dużyj niy strzimia!
Janek: Włącze radio, żeby troszkę hałasu było. Ściany mają uszy i mogą się zacząć                         zastanawiać co to za nieznany głos w nie wnika.
Wojtek: Mogę o coś zapytać?
Hajna: Jak musisz?
Janek: Pytaj.
Wojtek: Jak to jest? Pan, panie Janie jest pewnie Polakiem
Hajna: I to zza Buga! I do tego z ichniego AK, czy jakoś tak?!
Wojtek: Pana żona – Ślązaczka, a pan Hajna? Ślązak? Niemiec? Połapać się nie mogę.
             A wszyscy razem pomagacie mi.
Hajna: Synek to dej pozor teraz: Jo się tu urodzioł. W Niymcach. Dwa przystanki                               tramwajowe od polski granicy. Mój ojciec pod Anabergym zostoł.
Wojtek: Gdzie został?
Janek: Poległ w powstaniu śląskim pod górą Świętej Anny.
Wojtek: Aaaa!
Hajna: Potym mnie wziyli do Wermachtu i wsadzili do Tajgra. Z tego Tajgra szczyloł żech do polskego pancra w kerym siedzioł Janek. A tyn polski pancer szczyloł do mnie.
Janek Jak to ?
Hajna: Normalnie, tak jak się z pancra szczylo. A potym zrobioła się tu niy to Polska, niy to               Rusland. A żyć trza. Keregoś dnia, na grubie tompneło, hukneło i mnie zasuło.
           I kto mnie odkopoł? Janek. Jak dziś pamiyntom, jak się zpytoł: Żyje pan? Żyja. Hajna             mi godej a niy pan – pedzioł żech. Jan jestem. Zaraz Cie wydobędziemy. Kaj bych
            się pomyśloł że mnie gorol uratuje. A potym Krista wybrała Jana. Zamiast mnie.

Krista: Chciołbyś.
Hajna: To boł piyrszy ślub naszy dziołchy z gorolym. Miarkujesz!? Ile to boło godania…
Janek: Dość Hajna, dość. Nie wracajmy do tego.
Wojtek: Skomplikowane to.
Hajna: Kaj tam. To proste jak rajfa. Trza się ino tak obrocić co by na swoje wyjść i mieć do              tego fajno rodzina i pora ludzi kole siebie, kerzy cie z kożdego szamba wyciongnom.             A na pewno probować bydom.
Krista: Czy wyście się niy zapomnieli?! Czy wyście som na jakimś gyburtstagu abo                          chrzcinach!? Może wom jeszcze jako chalba postawić!?
Hajna: A mosz?
Krista: Ty dej pozor. Bo ja ci tom chadrom przez tyn gupi łeb przeleca to bydzie ci lepii jak                 po chalbie.
Janek: Cicho! Cicho!
Krista: Tyż żeś się wybroł czas na suchanie radioka. Na ostuda my to kupili?!
Janek: Ciiii…. słyszyczie to co ja? Słyszycie?!
Krista: No co? Przeca to niy nowina ze dzisioj w Chorzowie Poloki z Rusami fusbal grajom.
Hajna: Już mo dość tych godek o tym, jake to som nasze wielke kamraty i jake to                               szczynście bydzie, jak robole bydom rządzić. Niych to przody ma szczurach
            sprobujom. Jak te szczury przeżyjom – uwierza.

Krista: Przestoń z tom politykom.
Janek: To jest okazja… jedyna okazja… Hajna, przynieś swoje galoty i mantel niedzielny,                   szybko!
Hajna: A co na szpil idymy? Mosz bilety?
Janek: Nie pytaj głupio tylko przynieś. Krysiu daj tą starą marynarkę po teściu. Tą                             wypolstrowaną. A! Hajna! Kapelusz też niedzielny przynieś. Szybko, szybko!
Krista: Janek niy powiysz chyba że na mecz chcesz iść
Janek: Właśnie chce! Chcę!
Krista: To szajdong mosz pewny.
Janek: Mosz te łachy Hajna?
Hajna: Mom. A mosz bilety?
Janek: Kupimy w tramwaju.
Krista: No nieee! Zarozki mnie do Toszka weznom.
Janek: Wojtek, ubieraj się.
Janek: I co? Kawał chłopa z tego Wojtka.
Krista: Niy pedziała bych.
Janek: Wojtek, włóż płaszczu i kapelus
z. I jak.

Krista: No jak Hajna 10 lot tymu.
Janek: I o to chodzi. Rozumiecie!?
Krista: Jo nic a nic.
Hajna: Jo tyż tela.
Janek: Zrobimy tak. Z Wojtkiem przebranym za Hajnę pojedzmy tramwajem do Chorzowa,               tak jak byśmy na mecz jechali. Nikt nie pomyśli że w tym tłumie jest ktoś inny niż                   kibice.  Jak znam życie, cała milicja pilnuje teraz naszych „przyjaciół”. A patrole                     wojskowe z Zaborza na pewno tramwajami w tym ścisku nie pojadą.
Hajna: Zaczynom chytać.
Janek: To się musi udać!
Wojtek: Uda się!
Hajna: Uda są dobre jak są ciepłe i …
Krista: No, no dej pozor, bo dostaniesz.
Hajna: … i na talyrzu, chciołech pedzieć
Wojtek: Boso mam iść?
Janek: Cholera. Weź moje buty. Pasują?
Wojtek: Pasują.
Krista: Jak bych niy wiedziała, to bych pomyślała że to jest Hajna. Janek aleś to wymyśloł…
Hajna: Jak na starego partyznata to niy źle. Dobra dobra, całować go bydziesz potym. Ino                 co jo z tego byda mioł.
Krista: Jak to co? Dobry uczynek. I mój obiod. Niy boł najgorszy, wierza? No i jeszcze kusik.            Ale ino w glaca.
Hajna: Co jo mom robić.
Janek: Nic. Tu mosz u mnie siedzieć tak długo aż nie wrócę. I niy pokazuj się. Najlepiej w koncie za zasłoną siedź.
Hajna: Tego nie możesz ode mnie chcieć. Ale rozumia. Byda cicho siedzioł aż niy przidziesz.
Janek: Wojtek uważaj teraz. Plan jest taki: Wiesz gdzie stryjek mieszka !?
Wojtek: Wiem. W samym centrum Katowic, niedaleko rynku
Janek: Bardzo dobrze. Wierzę ze Twój stryjek Cię przyjmnie ?!
Wojtek: Na pewno. Jest moim chrzestnym.
Janek: To plan jest taki: Jedziemy na mecz. Tramwajem dojedziemy pod sam stadion. A pod stadionem, w tym zamieszaniu, wsiadamy do tramwaju jadącego do Katowic. Ty idziesz do wujka, a ja wracam pod stadion. Do domu wracam w tłumie ludzi, jak bym z meczu wracał. Proste?
Wojek: Bardzo proste.
Hajna: Jak sztyl. Ino czy tyn sztyl bydzie pasowoł do łopaty. Bo jak niy to wos ostro przyciosajom. A mnie przi wos.
Krista: Ponboczku! Janek !
Krista: Mosz kusik na droga. Ty tyż Wojtek. Jak to się udo to się piyrszy roz w życiu sie ożera.
Hajna: To jo z tobom. Może zaś się coś dowiym, jak wtedy na chrzcinach, o tym że z pancrów my strzylali: Janek do mnie a jo do niego.
Krista: Ja ale to boło po drugi chalbie. A mnie kwarytka styknie żeby się naprać.
Janek: Dobrze. Bal zrobimy jak wrócę. A wrócę.
Hajna: Bela niy za dwadzieścia lot.
Krista: Z Bogym!
Hajna: Niych wos Matka Bosko Piekarsko mo w swojej opiece. Jo osiwieja.
Krista: Ponboczku złoty uczyń tak, co by choć roz Rusy nom pomogli.
               

​                                                                             Koniec.